niedziela, 21 grudnia 2014

l o v e m y l i f e

wynurzyłam głowę spod tafli wody,
tonęłam.
z zamkniętymi oczami tonęłam w głębokiej otchłani przez wiele lat.
ból przeszywający duszę i ciało
samotność.
bez emocji, bez sensu.

wynurzyłam głowę.
zielone oczy szeroko otwarte.

świat jest taki piękny.

kiedyś oddałabym moje życie jedynie najgorszemu wrogowi aby zdychał powoli w męczarniach.
dzisiaj zrobiałbym mu tym samym piękny, bożonarodzeniowy prezent.

sama uczyniłam moje życie pięknym.

i tylko dzięki sobie jestem szczęśliwa.

i tylko sobie dzisiaj dziękuję.

można wyjść z każdego największego doła, z każdej porażki,
tylko trzeba wyjść.
na przeciw samemu sobie, lękom, bezpiecznym ograniczeniom i wszelakim zaburzeniom.

wyszłam ze swojego starego życia z niepokojem, z walącym sercem w nowych butach na wysokim obcasie.
pozostawiłam swoją wygodną klatkę budowaną latami przez wszystkie możliwe zaburzenia odżywiania. tam musiałam martwić się o jedzenie i kilogramy.
gdzie nie liczyło się nic...poza liczeniem.
kalorii, kilogramów, centymtrów, godzin od posiłku do posiłku, dni bez wymiotowania.
życia by żyć, przy przetrwać.
byle do piątku, byle do świąt, byle do wakacji, byle do śmieci.
byle jak.

sprawiłam sobie nowe, lepsze życie.
nikt z mojego starego otoczenia mnie nie poznaje, ludzie którzy dobrze mnie znają, mijają mnie jak obcego człoweka.
ale ja jestem obcym człowiekiem.
stworzyłam coś pięknego.
stworzyłam silną, szczęśliwą kobietę która może osiągnąć wszystko co tylko chce.
podarowałam światu człowieka który wniesie do niego dużo dobra i dużo szerokiego uśmiechu.

wróciłam do rodzinnego domu w czwartek w nocy i już tak strasznie tęsknię za moim małym obskurnym Lubelskim mieszkankiem.
mam wspaniałych znajomych, mam swoją bratnią duszę, studia , dużo nauki
ale najważniejsze, że mam Jego.
mam Nas i Nasze piękne love story niczym z kiepskiego romansidła które nie ma prawa skończyć się dobrze i jedno z Nas będzie cierpiało.
ale brniemy w to i zatracamy się.
Ja w Jego ramionach On w moich oczach.
głupcy. zakochani głupcy,
upijamy się whisky, pali,y grube winstony jagodow.
wydzieram się do Lemon tree gdy On gra i patrzy na mnie jak na najpiękniejszą istotę tego świata.

i nie martwię się tym, że nie jestem idealna, że moje nogi nie są piękne chude i do nieba, że mam cellulit i nie jestem modelką.
nie chcę się dla Niego zmieniać fizycznie.
nie miałam nawet jednej takiej myśli.
On chce mnie.
zdrowej, szczęśliwej mnie,

ja też chcę taką siebie,
jem pizzę i masę kajmakową w nocy,  mieszam orzechówkę z mlekim i skręcam krzywe papierosy, uśmiecham się do siebie i do całego świata, a ulubioną porą na spacery po rynku już 1-2 rano.
kolejnego dnia zakładam wysokie buty, koszulę, prostuję długie włosy, usta maluję na czerwono i idę na uczelnie by być najlepszą z chemii.

jestm niezwykła w swojej zwyczajności.

można osiągnąć wszystko jeśli ciężko się na to pracuje.
a niech ktoś mi powie, że się nie da to wyśmieję prosto w twarz.


moje postanowienie noworoczne to, być taką jaka jestem teraz.
jednego dnia perfekcyjna do bólu, przygotowana na wszystkie zajęcia, poukładana ze wzrokiem zimnej suki, płaszczu i kapeluszu.
drugiego roześmiana z rozczochranyim włosami w bluzeczce w sercuszka, innego płaczliwa i załamana o byle głupote by wieczorem iść do Niego i upić się w Jego ramionach.
uwielbiam moje życie.




mój mały skarbek