tak, jestem wybrakowana i robię dokładnie to o czym piszesz kochana (musisz być taka inteligenta cholera ??)
człowiek bez poczucia własnej wartości bierze wszystko co jest mu dane.
jestem skrzywdzona.
dostałam od Niego pełną akceptacje,zainteresowanie i czułość.
w małej, subtelnej ilości ale wciąż ją otrzymuję.
jednego dnia więcej innego mniej.
nigdy nikt tak na mnie nie patrzył , nigdy nikt tak mnie nie dotykał, nigdy nie czułam się lepiej i swobodniej w czyjejś obecności, nigdy nie miałam osoby z którą mogłabym porozmawiać o wszystkim . absolutnie wszystkim.
taka osoba jak ja, z wielką dziurą w sercu przyjmie wszystko co dobre.
nawet jeśli przy tym traci i w rezultacie wychodzi na to, że daje więcej niż otrzymuje.
ja nie wierzę, że zasługuję na więcej.
wiem to, ale nie wierzę.
jednak w mojej sytuacji naprawdę to może być kwestia czasu.
bo to naprawdę może się udać i może być tak jak powinno, jest na to realna szansa ale po prostu nie teraz. a ja nie wiem czy chce nadal czekać.
zawsze czekałam.
aż pokonam anoreksję, aż przytyję, potem aż schudnę, a w między czasie aż przestanę wymiotować.
aż skończę gimnazjum, liceum, dopóki nie skończę osiemnastu lat, dopóki nie wyprowadzę się z domu.
do weekendu, do świąt, do wakacji, do nowego roku.
do śmierci.
byle tylko coś minęło , a zaczne na nowo, no naprawdę byle do...
zawsze to robiłam.
czekałam aż coś się skończy, żeby coś zacząć.
tylko, czy teraz warto.
może naprawdę warto.
miałam się uczyć na kolokwium z biochemii (z pewnością będzie trudne ) ale wolałam rozmawiać z Nim na fejsbuku i ryć sobie banię jeszcze bardziej, poczekać aż pójdzie spać i zabrać się za naukę o pierwszej rano.
masochizm i asertywność górą !
ps.mam w maju wesele. chcę na nim wyglądać jak milion pierdolonych dolców,.
chcę sobie kupić piękną sukienkę i w końcu taką, jaką naprawdę chcę, a nie taką, w której nie będę wyglądała aż tak źlę.
biorę tyłek w troki i zaczynam ćwiczyć, marnuję ciało które mogłoby być idealne.
nie brakuje mi dużo.
wystarczy ruszyć dupę 40 min dziennie. czy to tak wiele ?