dzis cały dzień pod tytułem -mam cztery kolokwia w tym tygodniu.
wydawało mi się, że będzie gorzej bo materiału jest dosyć sporo, ale (o dziwo) wyrobiłam się ze wszystkim.
dlaczego o dziwo ?
ponieważ miałam/mam? problem z nauką, a tak konkretnie z zabraniem się do nauki.
zawsze odkładałam wszystko na ostatnią chwilę by potem we frustracji stwierdzić, że i tak się nie nauczę i pierdolę to.
zmieniło się to na studiach.
na każde zapowiedziane odpowiednio wczesniej kolokwium zaczynam naukę 6-4 dni przed, tzn. robię notatki, podkreslam kolorowymi długopisami najważniejsze rzeczy, piszę różne debilne skojarzenia do danego słowa/zagadnienia i czytam kilka razy na głos tłumacząc sobie samej to, czego się uczę. wtedy zawsze już cokolwiek jest w naszej pamięci im bardziej głupie skojarzenia
i kolorowe notatki-tym więcej. a wieczór poprzedzający kolokwium spędzam na nauczeniu się wszystkiego dokładnie na pamięć.
skutkuję zaleczeniami w pierwszym terminie na 4 i 5.
szkoda, że w liceum nie byłam na tyle zmotywowana by porządnie się uczyć.
nawet maturę olałam na rzecz zagłębiania się w przeróżne zburzenia. wolałam uciekać w chory swiat, skupić całą swoją uwagę na chorobie i chorowaniu niż dopuscić do siebie mysl o nauce, o studiach, przyszłosci, o życiu.
w między czasie przygotowałam obiad z ostatków w mojej lodówce.
połowa chleba drwalskiego z Lidla (wczoraj jeszcze ciepły z masłem i powidłem był moim sniadaniem) pół piersi z kurczaka marynowanej przez noc w oliwie, soli , pieprzu oraz słodkiej papryce, pół opakowania szpinaku który jakims cudem uchował się jeszcze w czelusciach lodówki, oraz cos co zawsze jest na mojej półce, czyli mój absolutny faworyt wsród produktów nabiałowych w Lidlu- kremowy serek naturalny 5% tłuszczu Linessa. jem go na słodko, na wytrawnie, dodaję do sosów , do makaronów, do kaszy.
do tego cebula, czosnek, sól, pieprz, vegeta natur, olej, patelnia i do dzieła.
rozgrzać na patelni olej, dodać pokrojony ząbek czosnku i dorobno posiekaną cebulkę, podsmażyć tak długo, by wszystko ładnie pachniało. dodać szpinak, smażyć pod przykryciem do czasu aż szpinak sie rozmrozi,
w między czasie smażyć marynowaną przez noc piers z kurczaka (o ile jestesmy w posiadaniu 2 patelni, jesli nie to polecam tak jak ja podwędzić jakąs od współlokatorów)
wracając do szpinaku który już się rozmroził i przypomina bagno- zdjąć pokrywkę, dodać pieprz, vetę i odparować wodę.
gdy bedzie już zupełnie odparowany zdjąć patelnie z ognia, dodać porządną łyżkę serka i zmieszać.
mamy gotowy szpinak, piers sie smaży, bierzemy się za chlebek.
przekrajamy go na pół i stronę na której będziemy układać składniki podsmażyć na suchej patelni aby była chrupiąca.
gdy wszystko jest gotowe ukladamy na chlebie kolejno- szpinak, piers i warzwa według upodobania.
gdbym miała w lodówce jogurt zrobiłabym sos czosnkowy-ale niestety jogurt wyszedł.
smacznego!
po udanym popłudniu przyjęłam zaproszenia na małą ,urodzinową imprezę, zakładam mój standardowy ostatnimi czasy (chyba czas isć na zakupy?) strój czarnej mamby i lecę na koniec miasta mając na uwadze to, że jutro zajęcia zaczynam o 8 i mam dwa kolokwia.
if you know what i mean !
miłego wieczoru dla Was i dobrej nocy :*
dlaczego o dziwo ?
ponieważ miałam/mam? problem z nauką, a tak konkretnie z zabraniem się do nauki.
zawsze odkładałam wszystko na ostatnią chwilę by potem we frustracji stwierdzić, że i tak się nie nauczę i pierdolę to.
zmieniło się to na studiach.
na każde zapowiedziane odpowiednio wczesniej kolokwium zaczynam naukę 6-4 dni przed, tzn. robię notatki, podkreslam kolorowymi długopisami najważniejsze rzeczy, piszę różne debilne skojarzenia do danego słowa/zagadnienia i czytam kilka razy na głos tłumacząc sobie samej to, czego się uczę. wtedy zawsze już cokolwiek jest w naszej pamięci im bardziej głupie skojarzenia
i kolorowe notatki-tym więcej. a wieczór poprzedzający kolokwium spędzam na nauczeniu się wszystkiego dokładnie na pamięć.
skutkuję zaleczeniami w pierwszym terminie na 4 i 5.
szkoda, że w liceum nie byłam na tyle zmotywowana by porządnie się uczyć.
nawet maturę olałam na rzecz zagłębiania się w przeróżne zburzenia. wolałam uciekać w chory swiat, skupić całą swoją uwagę na chorobie i chorowaniu niż dopuscić do siebie mysl o nauce, o studiach, przyszłosci, o życiu.
w między czasie przygotowałam obiad z ostatków w mojej lodówce.
połowa chleba drwalskiego z Lidla (wczoraj jeszcze ciepły z masłem i powidłem był moim sniadaniem) pół piersi z kurczaka marynowanej przez noc w oliwie, soli , pieprzu oraz słodkiej papryce, pół opakowania szpinaku który jakims cudem uchował się jeszcze w czelusciach lodówki, oraz cos co zawsze jest na mojej półce, czyli mój absolutny faworyt wsród produktów nabiałowych w Lidlu- kremowy serek naturalny 5% tłuszczu Linessa. jem go na słodko, na wytrawnie, dodaję do sosów , do makaronów, do kaszy.
do tego cebula, czosnek, sól, pieprz, vegeta natur, olej, patelnia i do dzieła.
rozgrzać na patelni olej, dodać pokrojony ząbek czosnku i dorobno posiekaną cebulkę, podsmażyć tak długo, by wszystko ładnie pachniało. dodać szpinak, smażyć pod przykryciem do czasu aż szpinak sie rozmrozi,
w między czasie smażyć marynowaną przez noc piers z kurczaka (o ile jestesmy w posiadaniu 2 patelni, jesli nie to polecam tak jak ja podwędzić jakąs od współlokatorów)
wracając do szpinaku który już się rozmroził i przypomina bagno- zdjąć pokrywkę, dodać pieprz, vetę i odparować wodę.
gdy bedzie już zupełnie odparowany zdjąć patelnie z ognia, dodać porządną łyżkę serka i zmieszać.
mamy gotowy szpinak, piers sie smaży, bierzemy się za chlebek.
przekrajamy go na pół i stronę na której będziemy układać składniki podsmażyć na suchej patelni aby była chrupiąca.
gdy wszystko jest gotowe ukladamy na chlebie kolejno- szpinak, piers i warzwa według upodobania.
gdbym miała w lodówce jogurt zrobiłabym sos czosnkowy-ale niestety jogurt wyszedł.
smacznego!
po udanym popłudniu przyjęłam zaproszenia na małą ,urodzinową imprezę, zakładam mój standardowy ostatnimi czasy (chyba czas isć na zakupy?) strój czarnej mamby i lecę na koniec miasta mając na uwadze to, że jutro zajęcia zaczynam o 8 i mam dwa kolokwia.
if you know what i mean !
miłego wieczoru dla Was i dobrej nocy :*
Świetne jedzenie, z miłą chęcią posiliłabym się tym nawet na kolację :-)
OdpowiedzUsuńA co do tego, co napisałaś - nie wiem co mogłabym napisać. Trochę mnie przytkało z nadmiaru pozytywnego odbioru mojej osoby chyba, bo widzę siebie zupełnie inaczej tak codziennie.
Z uśmiechem Ci bardzo do twarzy :-)
Śliczna jesteś! <3 A jedzonko wygląda mniam!! Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, bo masz piękny uśmiech kochana. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNie dosc że jestes piękna...mądra...studiujesz dietetykę (czyli cos o czym ja marzę) to jeszcze masz boską figurę i super się ubierasz.....Dlaczego ja taka nie mogę być......... Taka idealna......
OdpowiedzUsuństokrotko jestes dla mnie największą motywacją !!
Masz tak cudowną figurę, że nie mogę się na Ciebie napatrzeć :D Piękna z Ciebie kobieta, w dodatku pysznie gotujesz.
OdpowiedzUsuńOby to miejsce było zawsze takim pozytywnym zaskoczeniem, jakim okazało się w tej chwili.
p.s. dziękuję że jesteś dla mnie tak wyroumiała
"istota gąbczasta (czyt. Spange Bob)" - wyję ze śmiechu XD
OdpowiedzUsuńuwielbiam szpinak a jeszcze bardziej jak się go połączy z kurczakiem, więc na pewno zrobię sobie kiedyś taką kanapkę, mmm <3
świetne robisz sobie notatki xd
OdpowiedzUsuńnaprawdę fajny obiad sobie zrobiłaś a do tego jak ładnie wyglądał. masz śliczna figurę i fajne pościel w stokrotki c:
trzymaj sie kochana :*
ps. wróciłam do odchudzania po dłuższej przerwie i mam nowego bloga, może zajrzysz : http://eating-is-not-very-chanel.blogspot.com/
Super pomysły ! :) Zmieniłaś się na lepsze..:) Już nie przypominasz tej załamanej i bezradnej dziewczyny co kiedyś.Wygrałaś to :* Sama :')
OdpowiedzUsuńAaa :) Zapraszam http://anulka2001.blogspot.com/
UsuńIle masz cm w talii chudziono :oo
OdpowiedzUsuńMam 63 cm w talii :)
Usuńile wazysz obecnie ? 27 kg mniej? szacun ;D gratki walki o siebie :)
OdpowiedzUsuńWaga waha mi się 56-58 kg , dziękuje :)
Usuń